Witajcie kochani, dzisiaj chciałabym wam opowiedzieć o moich tegorocznych wakacjach w Albanii. Okres wakacyjny co prawda dawno już za nami, ale chciałam naprawdę dobrze się przygotować do napisania tego posta.
Pomysł na wakacje w Albanii zrodził się całkiem przypadkiem. Jako, że wybieraliśmy się na wakacje w drugiej połowie września, liczba miejsc z dobrą pogodą (w Europie) nie jest duża, a do tego też chcieliśmy jechać w miejsce gdzie obowiązującą walutą nie jest euro. Z racji, że w tamtym roku byliśmy w Chorwacji, w tym padło na Albanię.
Albania jest to państwo znajdujące się w Europie na Bałkanach. Kraj mercedesów, różnorodności kulturowej oraz przepięknych widoków. Ciekawostką może być dla was to, że Albania jest krajem wysoko tolerancyjnych jeżeli chodzi o religię. W jednym mieście, obok siebie możemy spotkać kościół prawosławny, synagogę, cerkiew i meczet - nie ma dominującego wyznania. Małżeństwa mieszane są na porządku dziennym.
Zabieram was zatem w podróż :)
Mieszkaliśmy w małej miejscowości Ksamil, na południu Albanii. Miejscowość słynie z pięknych plaż oraz wysepek. Widok naprawdę cudowny.
Na plaży możemy skorzystać z leżaków płatnych 250 leków (100 leków = 3 zł) za cały dzień.
Przy plaży znajduje się kilka restauracji kuszących świeżymi owocami morza oraz przystępnymi cenami. Albańczycy są bardzo gościnni. Do zamówionego posiłku zazwyczaj w cenie otrzymujemy ciepły chleb z masłem czosnkowym lub oliwą.
Około 14 km od Ksamil znajduję się większa miejscowość Saranda, do której dotrzemy komunikacją międzymiastową za 100 leków od osoby.
Saranda jest to typowa miejscowość turystyczna, pełna hoteli i restauracji. Niestety albańczycy dopiero uczą się "turystyki" i w dalszym ciągu możemy znaleźć zaułki pełne śmieci, opuszczone hotele oraz domy, co nie korzystnie wpływa na wizerunek miasta.
W Sarandzie odwiedziliśmy miejscowy targ warzywno-owocowy, na którym kupiliśmy suszone oregano, liście laurowe oraz ostrą paprykę.
Zwiedziliśmy także ortodoksyjny kościół, ruiny synagogi oraz zamek Lekursji wybudowany przez Wielkiego Sulejmana. Jednym słowem na brak atrakcji nie mogliśmy narzekać ;)
Udaliśmy się także na wycieczkę (komunikacją międzymiastową - bilet 50 leków) do Butrintu. Jest to osada/stanowisko archeologiczne zwane potocznie "albańskimi Pompejami", wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Wstęp kosztował nas 500 leków (grupa od 6 osób), zwykły bilet 700 leków. Przy wejściu możemy zaopatrzyć się w darmową mapkę.
Chodzenia troszkę jest, ale uwierzcie mi warto bo jest przepięknie.
Jeżeli chodzi o restauracje, wybór jest ogromny w Ksamil jak i Sarandzie. Jednak zauważyłam, że praktycznie w każdym miejscu jest identyczne menu: owoce morze, makarony, drób/wieprzowina, zupy (zawsze trzy rodzaje: z kurczaka, rybna i warzywna) i sałatki. Nie dane mi było spróbować dań kuchni regionalnej, ponieważ po prostu nie było ich w żadnym menu.
Ale udało mi się zrobić kilka zdjęć tego co jadłam w Albanii ;)
W Albanii w dalszym ciągu istnieje Vendetta. Choć praktykowana głownie na północy kraju.
Albańskie kobiety nie mają prawa do posiadania ziemi czy też przesiadywania w barach, picia alkoholu i palenia papierosów.
Lecz pomimo to jest w tym kraju coś, co sprawia że chciałabym zostać tam dłużej :)